niedziela, 28 sierpnia 2016

Odkryte pierwsze karty

          Sierpniowe potyczki zespołów z angielskiej Premier League przeszły do historii. Menadżerowie odkryli już tytułowe pierwsze karty, a po 3 kolejkach nowego sezonu możemy mniej więcej powiedzieć, kto wszedł z impetem w nową kampanię, a kto został na starcie w tyle.

            Koszulką lidera na koniec sierpnia może pochwalić się zespół Manchesteru City. Pep Guardiola notuje dobry początek swojej przygody z ligą angielską. Terminarzu, co prawda nie miał bardzo wymagającego, ale udało mu się zanotować już pierwsze wysokie wyjazdowe zwycięstwo, a miejscem tego triumfu było miasto Stoke-on-Trent. Mimo rezultatu 4-1, gościom nie szło łatwo, gdyż dwie bramki The Citizens strzelili dopiero w samej końcówce meczu, a posiadaniem piłki nie przytłoczyli rywali, co w zwyczaju mają drużyny prowadzone przez Guardiolę. Bardzo dobrze spisuje się napastnik Sergio Aguero, któremu zarzucano przed sezonem nadwagę, a do udanych należy zaliczyć transfer Nolito z hiszpańskiej Celty Vigo.

                 Tuż za plecami drużyny z Etihad Stadium plasuje się londyńska Chelsea, w którą życie na nowo tchnął Antonio Conte. The Blues ponownie grają z polotem i prezentują odmienną filozofię gry, niż za kadencji Jose Mourinho. Komplet zwycięstw z pewnością satysfakcjonuje każdego fana drużyny ze Stamford Bridge, a zadowolenie pogłębia postawa nowych graczy, ściągniętych w trakcie tegorocznego letniego okienka transferowego. Michy Batshuyai w swoich czterech pierwszych oficjalnych spotkaniach dla Chelsea strzelił 3 bramki (wliczając mecz w Pucharze Ligi) oraz zanotował ważną asystę, z kolei N’Golo Kante jest dominatorem środka pola w pełnym tego słowa znaczeniu.

              Trzecią drużyną, która ma na swoim koncie komplet punktów po 3 kolejkach są Czerwone Diabły z Old Trafford. Ekipa Jose Mourinho straciła najmniej bramek(tylko 1), lecz nie powinno to nikogo dziwić, gdyż zespoły prowadzone przez Portugalczyka zawsze słyną ze szczelnej linii defensywnej. Sukcesy w sierpniowych meczach Premier League Manchesteru United poprzedziło zwycięstwo o Tarczę Wspólnoty z ekipą mistrza Anglii- Leicester City. Tym samym Mourinho ma już swój pierwszy skalp w nowej pracy. Strzałem w dziesiątkę okazał się transfer Zlatana Ibrahimovicia z Paris-Saint Germain. Szwed w mgnieniu oka odnalazł się w nowej rzeczywistości i okrasza swoje dobre występy bramkami. Ciekawostką jest fakt, iż Jose Mourinho, kiedy wchodził w sezon Premier League z trzema zwycięstwami w pierwszych trzech kolejkach ligowych to zawsze na końcu rozgrywek cieszył się z tytułu mistrzowskiego.

             Poniżej oczekiwań prezentuje się zespół obecnego mistrza Anglii. O ile remis z Arsenalem na własnym boisku nie jest powodem do wstydu, o tyle inauguracyjna porażka ekipy Claudio Ranieriego z beniaminkiem z Hull była trudna do przełknięcia dla Lisów. Prawdopodobnie będziemy świadkami tego, przed czym ostrzegali nas bukmacherzy na całym świecie, czyli powrotu Leicester City do środka tabeli.

            Zapewne lepiej wyobrażali sobie początek sezonu fani Liverpoolu oraz Arsenalu. The Reds zwyciężyli na Emirates w pięknym stylu, lecz tydzień później polegli na Turf Moor z beniaminkiem z Burnley. Drużyna Jurgena Kloppa potwierdziła, iż nadal cechuje ją chimeryczność. Na plus mogą sobie zapisać transfer Sadio Mane, który wprowadza mnóstwo niepewności swoimi zagraniami w szeregach obronnych oponentów Liverpoolu. Zespół z Anfield Road na koncie po 3 kolejkach ma 4 punkty, czyli tyle co Arsenal. Drużyna z Emirates Stadium zaliczyła mały falstart, lecz wspięła się nieco w tabeli ligowej po wygranej w ten weekend na Vicarage Road z miejscowym Watfordem 3-1. Fani Arsenalu doczekali się także transferów. Nowe nabytki The Gunners- Shkordan Mustafi oraz Lucas Perez zadebiutują już najprawdopodobniej w następnej kolejce przeciwko Southampton.

          Tottenham na swoim koncie ma punkcik więcej, niż wyżej wymienione zespoły, a za sobą trudne starcia z drużynami z hrabstwa Merseyside, czyli Evertonem i Liverpoolem. Siła rażenia Kogutów z pewnością traci na tym, iż bez formy jest ich czołowy snajper Harry Kane. Statystki nie kłamią. W dziesięciu ligowych spotkaniach, które 23-letni Anglik rozegrał w sierpniu w swojej karierze nie strzelił żadnej bramki. Top4 po ósmym miesiącu roku zamyka Everton. Nowy menadżer Ronald Koeman wprowadził nieco świeżości do drużyny The Toffies. Skoro wycisnął wszystko, co najlepsze z Southampton i zajął z nimi szóstą lokatę na koniec ubiegłego sezonu, to nie widzę przeszkód, które zatamowałyby drogę Evertonu na tę pozycję na finiszu rozgrywek sezonu 2016/17. Na samym dole tabeli znajduje się 5 drużyn z dorobkiem 1 punktu, a są to: Stoke City, Bournemouth AFC, Watford, Crystal Palace oraz Sunderland.

        Na osobny akapit zasługują beniaminkowie z Hull, Middlesbrough oraz Burnley. W sumie zdobyli razem 14 punktów, co jest pokaźnym dorobkiem na tym etapie sezonu. Hull zaimponowało całemu światu bijąc na inaugurację mistrza z Leicester, a potem wygrywając na wyjeździe ze Swansea 2-0. Dopiero Manchester United powstrzymał Tygrysy pokonując ich w szczęśliwych okolicznościach. Middlesbrough również dobrze weszło w sezon zdobywając 5 oczek. Drużynę z północy Anglii do przodu pchnie nowy nabytek z przeszłością w Premier League, czyli Alvaro Negredo. Najsłabiej wypada beniaminek z Burnley, lecz zdobyli oni uznanie całej Anglii pokonując 2-0 Liverpool, mając jedynie 19% posiadania piłki.


           Tak, więc ruszyła maszyna, która będzie nas radować przez kolejnych 9 miesięcy, a z każdym kolejnym jej obroty zwiększą się. Przed nami jeszcze Deadline Day. Angielskie kluby wyłożyły w tym okienku już fortunę, ale nie zamierzają zwalniać. W tej lidze po prostu trzeba się zbroić, aby móc osiągnąć swoje przedsezonowe cele i ambicje. Na pierwsze niewiadome znamy już odpowiedzi, lecz ilość znaków zapytania nadal jest bardzo duża. 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Dominatorzy krajowych podwórek

            Wielu fanów piłki nożnej na całym świecie śledząc poczynania klubów w najsilniejszych ligach europejskich dochodzi zapewne do wniosku, iż nim rozpoczną się najbliższe kampanie, w pewnych krajach tytuły mistrzowskie można już rozdawać przed inauguracyjnym gwizdkiem. Kursy u bukmacherów na faworytów przyprawiają graczy o salwę śmiechu, a ich dominacja jest tak wyraźna,, że świętowanie często rozpoczyna się już na kilka kolejek przed zakończeniem sezonu. Są jednakże nadzieje na pewne zmiany, o czym mogliśmy się przekonać m.in. w Słowenii czy Finlandii, gdzie odpowiednio: NK Olimpija Ljubljana pozbawiła po 5 latach przerwy tytułu drużynę Mariboru a drużyna Seinajoen przerwała 6-letnią dominację drużyny ze stolicy, czyli HJK Helsinki. Nie były to jednak jedyne ligi zdominowane przez jeden zespół.

            Trzy najprostsze przykłady do wymienienia to oczywiście Niemcy, Francja oraz Włochy. Odpowiednio Bayern, Paris Saint-Germain oraz Juventus zdobywają już regularnie od kilku lat tytuł mistrzowski. Kursy na to, iż obrona korony zakończy się powodzeniem wynoszą następująco: 1,11, 1,10 oraz 1,40. Patrząc na wzmocnienia, jakich dokonały wspomniane drużyny w porównaniu do swoich rywali z krajowych podwórek, scenariusz inny, niż skuteczna obrona trofeum będzie niespodzianką, by nie rzec sensacją.

              Teraz zajrzyjmy do lig będących niżej w rankingu UEFA. Szwajcarska Super League już od 7 lat znajduje się w cieniu dominacji drużyny FC Basel. Rok po roku kolekcjonują oni trofea na krajowym podwórku, a prawdziwą rywalizacją dla nich stają się areny europejskie. Największym ich sukcesem był półfinał rozgrywek Ligi Europy w sezonie 2012/13, gdzie odpadli dopiero z przyszłym triumfatorem rozgrywek- Chelsea F.C (1:2,1:3). Nic nie zapowiada powiewu świeżości. Po 4 kolejkach nowego sezonu Bazylea ma na swoim koncie komplet punktów, najwięcej strzelonych bramek oraz najmniej straconych.

       W lidze greckiej na ostatnich 20 sezonów 18 razy trofeum mistrzowskie padło łupem Olympiakosu SFP. Monopol drużyny z Pireusu udało się dwa razy przełamać stołecznemu Panathinaikosowi. W Austrii patent na mistrzostwo kraju udało się znaleźć Red Bullowi Salzburg. W ciągu ostatnich 10 lat 7 razy mogli on mianować się najlepszą drużyną Tipico Bundesligi. Drużyna oparta na wielkich pieniądzach płynących z koncernu produkującego najbardziej znanego energetyka na świecie nie zyskała sympatii w kraju, mimo licznych tytułów. Nie pomaga w tym także brak Ligi Mistrzów, chociaż teraz są już naprawdę blisko. Tą samą statystyką tj. 7/10 może pochwalić się na Cyprze APOEL Nikozja. Drużyna, która w sezonie 2011/12 dotarła aż do ćwierćfinału Ligi Mistrzów stała się dzięki ostatniemu bardzo udanemu okresowi najbardziej utytułowaną drużyną na Wyspie Afrodyty.

          Do kategorii lig zdominowanych przez jeden zespół zaliczamy także chorwacką HNL oraz białoruską Vysshaya Ligę. Dinamo Zagrzeb swoje rozgrywki wygrało w tym roku po raz 11 z rzędu, a BATE właśnie po tę ,,jedenastkę” zmierza( liga na Białorusi jest rozgrywana systemem wiosna-jesień). Drużyna ze stolicy Chorwacji swoją potęgę zbudowała przede wszystkim na sprzedaży za gigantyczne sumy zdolnej młodzieży w swojej akademii. Produktami tamtejszej szkółki są chociażby tacy piłkarze jak: Luka Modrić, Mario Mandżukić czy Mateo Kovacić.

        O lidze szkockiej zawsze można było usłyszeć jako o duopolu drużyn z Glasgow, wszak Glasgow Rangers oraz Celtic Glasgow rozdzielili między siebie aż 101 ze 120 wszystkich tytułów mistrzowskich w Szkocji. Czasy się jednak nieco zmieniły. Z powodu ogromnych problemów finansowych Rangersi zostali w 2012r. karnie zdegradowani do Third Division. Od tego czasu The Boys nie mają równego sobie konkurenta do walki o tytuł mistrzowski. Celtic w tym roku sięgnął po raz piąty z rzędu po koronę i mimo powrotu w tym sezonie do elity The Gers, nadal to oni są murowanym faworytem do tytułu.
           

           Jak wszyscy wiemy każda passa ma swój koniec. Na niektórych kolej przychodzi wcześniej, na niektórych później. Oczywistym zdaje się być fakt, iż drużyna, która od kilku sezonów kolekcjonuje tytuły mistrzowskie z rzędu jest stawiana w roli faworyta do obrony trofeum. Zasada ,,bij mistrza” nie przestaje obowiązywać, a ewentualne odebranie tytułu z rąk wieloletniego mistrza smakuje jeszcze lepiej. 

wtorek, 16 sierpnia 2016

Co wiemy po 5 kolejkach Ekstraklasy ?

            Za nami już 5 kolejek sezonu 2016/17 w polskiej Ekstraklasie. Znaleźliśmy już kilka odpowiedzi na nurtujące nas przedsezonowe pytania, poznaliśmy dokładniej nowe twarze w zespołach, przyjrzeliśmy się nowinkom taktycznym szkoleniowców oraz jesteśmy w stanie ocenić kto zaczął rozgrywki z wysokiego ,,C”, a kto zaliczył falstart.

            Mistrzowie Polski z Warszawy na pewno początku tego sezonu nie mogą zaliczyć do udanych. Rozpoczął się on od upokarzającej porażki w Superpucharze Polski z Lechem Poznań na własnym stadionie 1-4, na dodatek w ostatnim tygodniu opadli także z rozgrywek Pucharu Polski, przegrywając z I-ligowym Górnikiem Zabrze 3-2 mimo że drużyna Besnika Hasiego prowadziła już różnicą dwóch bramek. W Ekstraklasie po 5 meczach stołeczna drużyna może się poszczycić zaledwie sześcioma zdobytymi punktami. Czarę goryczy przelał ostatni przegrany mecz w Lublinie z Górnikiem Łęczna. Po meczu padły mocne słowa ze strony bramkarza Legii Arkadiusza Malarza na antenie Canal+. Oby tylko forma z krajowego podwórka nie miała wpływu na dwumecz o Ligę Mistrzów z irlandzkim Dundalkiem, bo tak jak pisałem już wcześniej, szansa jest niepowtarzalna.

            Równie beznadziejnie zaczęli ten sezon w Poznaniu. Lech opromieniony wspomnianym już zwycięstwem nad Legią w Superpucharze, osiadł na laurach i po 4 kolejkach miał na koncie 1 punkt, 1 zdobytą bramkę, co w konsekwencji spowodowało uderzenie o dno ligowej tabeli. Dopiero ostatnia ligowa potyczka z Cracovią, nieco polepszyła ich sytuację w lidze oraz dała nadzieję na lepsze nadchodzące spotkania. W przeciwieństwie do Legii, Kolejorz nadal liczy się w walce o Puchar Polski, gdzie gładko pokonał w Bielsku-Białej tamtejsze Podbeskidzie 3-0. Mimo wspomnianych już zwycięstw posada trenera Jana Urbana nadal wisi na włosku, a media spekulują, że drużynę ma przejąć syn byłego selekcjonera Rumunii Anghela Iordanescu- Edward.

            Obecny wicemistrz Polski z Gliwic zgodnie z oczekiwaniami ekspertów wrócił na swoje dawne tory, czyli… stał się ligowym średniakiem. Ekipę Piasta, którą opuściło dwóch kluczowych graczy- Martin Nespor oraz Kamil Vacek, znowu zaczęto traktować jako drużynę bez większych aspiracji. Po fatalnym występie w rozgrywkach Ligi Europy trzeba znów skupić się tylko na krajowym podwórku i walczyć zawzięcie o każdy punkcik.

            Zupełnie inaczej wygląda sytuacji u innej rewelacji poprzednich rozgrywek, czyli Zagłębia Lubin. Ich przygoda z europejskimi pucharami nie była klapą, tak jak w przypadku Piasta czy Cracovii. Wyeliminowanie Partizana Belgrad należy uznać za sukces i niewiele brakowałoby a w III rundzie eliminacyjnej pokonali w dwumeczu duńskie SonderyjskE. Obecnie lubinianie są liderem tabeli i jedyną drużyną bez porażki. Udało się wykupić na zasadzie transferu definitywnego Filipa Starzyńskiego z belgijskiego Lokeren, a trener Piotr Stokowiec zaczyna układać zespół już pod następne sukcesy.

            Teraz weźmy pod lupę obecnych beniaminków rozgrywek, czyli Arkę Gdynię oraz Wisłę Płock. Gdynianie na własnym stadionie są bezlitośni dla rywali. W trzech meczach przy ulicy Olimpijskiej Arka zdobyła komplet punktów aplikując przeciwnikom 8 bramek, nie tracąc przy tym żadnej. Całkowitym przeciwieństwem są mecze wyjazdowe, gdzie Arkowcy nie zdobyli punktu, a ich stosunek bramek poza własnym boiskiem wynosi 1-6. Płocczanie, zaś zdobyli 7 punktów i plasują się na siódmej lokacie w tabeli. Liderem tej drużyny jest wypożyczony z Tuluzy Dominik Furman, którego stałe fragmenty gry są najsilniejszą bronią Nafciarzy. Pozycja w tabeli Wisły byłaby z pewnością wyższa, gdyby umieli oni dowieźć korzystny wynik do końca. We wszystkich spotkaniach Wisła obejmowała prowadzenie, lecz na jej koncie znajdują się tylko dwa zwycięstwa. Jest to element do poprawy dla trenera Marcina Karczmarka. Potencjał wiślaków jest spory i lokata w górnej części tabeli nie powinna nikogo dziwić, mimo statusu beniaminka.

            A co można powiedzieć o innych drużynach? Ligową czerwoną latarnią jest krakowska Wisła. Zawirowania wokół nowych właścicieli odbijają się na wynikach piłkarzy, chociaż Biała Gwiazda dysponuje takimi piłkarzami, że mimo wszystko nie powinna znajdować się na dnie tabeli. Dobrze w sezon weszły Jagiellonia Białystok oraz Lechia Gdańsk. Ekipa Michała Probierza pokazuje, iż samą wolą walki można przenosić góry w naszej rodzimej Ekstraklasie. Dla gdańszczan dobry start to świetny prognostyk, gdyż w poprzednich sezonach, gdy ocierali się europejskie puchary brakowało na końcu tych kilku punktów, które potracili przede wszystkim na początku rozgrywek. Solidną postawę prezentuje Bruk-Bet Nieciecza, a rozczarowuje obok wspomnianych już drużyn Wisły, Legii oraz Lecha- szczecińska Pogoń.


            Tak, więc pierwsze karty zostały już odkryte. Nie pozostaje nam nic innego jak dalej śledzić poczynania drużyn z Ekstraklasy oraz wyciąganie pewnych wniosków i kreowanie opinii. Liczymy na dobre mecze, ładne gole, świetne interwencji bramkarzy, gdyż myślę, że wszyscy chcemy, aby nasza liga rosła w siłę, a przez to szybowała w górę w rankingu UEFA. 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Zróbcie to dla nas, dla Polski


            4 grudnia 1996r. zakończyła się przygoda łódzkiego Widzewa z Ligą Mistrzów. Nikt zapewne wtedy nie przypuszczał, iż oznacza to rozłąkę polskiego futbolu klubowego z tymi elitarnymi rozgrywkami na kolejne 20 lat. 5 sierpnia 2016r. polska piłka dostała dar, dar od losu, który ma zakończyć tę feralną passę. Ten dar to Dundalk FC.

            Tego nie można zaprzepaścić. Nie ma możliwości, by i tym razem zabrakło polskiej drużyny w elitarnym gronie Champions League. Ten zegar musi się wreszcie zatrzymać i wyzerować. Dundalk FC to przecież europejski kopciuszek, który sensacyjnie wyeliminował mistrza Białorusi Bate Borysów i po raz pierwszy przedstawiciel irlandzkiej federacji zagości w IV rundzie eliminacyjnej LM. Wartość piłkarzy z Zielonej Wyspy jest tak porażająco niska, iż okazuje się, że sam skrzydłowy Legii Michał Kucharczyk jest wart więcej, niż cała drużyna!
Legia nie ma prawa przegrać tego dwumeczu. Jeżeli odpadną to staną się pośmiewiskiem na całym świecie, a nasze nadzieję na Ligę Mistrzów po raz kolejny legną w gruzach. Akurat ta ewentualna porażka bolałaby chyba najbardziej.

            Pamiętam boje Wisły Kraków o miejsce w raju. Co jak co, ale piłkarskich umiejętności im nie brakowało, lecz brakowało wyłącznie tego łutu szczęścia w losowaniach. Biała Gwiazda nie była w stanie przeciwstawić się w dwumeczach takim tuzom europejskiego futbolu jak Real Madryt czy FC Barcelona. A gdy wreszcie wydawało się, że po kilku nieudanych próbach nastał ich czas, kiedy w 2005 roku w pierwszym meczu pokonali Panathinaikos 3-1, kapitalny mecz rozegrał przeciwko krakowianom Emmanuel Olisadebe. Wisła przegrała po dogrywce 4-1 i Kraków znów zapłakał ze smutku.

            W 2009r., kiedy w życie weszła reforma UEFA, która radykalnie zmieniała drabinkę Mistrza Polski do bram raju, zdawało się, iż awans do Ligi Mistrzów potrwa maksymalnie 2-3 lata, a potem już, co roku będziemy oglądali polską drużynę w rozgrywkach grupowych. Nic bardziej mylnego… W ciągu 7 lat dopiero trzeci raz Mistrz Polski zagra w ostatniej rundzie eliminacyjnej. Wiśle zabrakło dosłownie kilku minut w Nikozji(2011r.), a Legia Warszawa odbiła się od drzwi po dwóch remisach ze Steauą Bukareszt(2013r.). Jednak najbardziej bolesne odpadnięcie miało miejsce 2 lata temu, kiedy to stołecznej drużynie udało się wyeliminować na boisku Celtic Glasgow(6-1), lecz z powodu wprowadzenia na boisko nieuprawnionego gracza musiała pożegnać się z rozgrywkami.


           Dość tego, teraz nadszedł nasz czas! Z takich prezentów trzeba korzystać. Z całym szacunkiem dla drużyny Dundalk, ale takie drużyny Legia musi odprawiać z kwitkiem, będąc w bardzo komfortowej sytuacji już po pierwszym spotkaniu. Na ten awans czekają polscy fani futbolu klubowego. Oczywiście, jestem świadomy tego, że kibice drużyn przeciwnych Legii są podzieleni, lecz zakładam się, iż większość chce po prostu po 20 latach posuchy zobaczyć wreszcie przedstawiciela Ekstraklasy w Champions League.  

piątek, 5 sierpnia 2016

In Antonio, We trust

Drugi tak okropny sezon jak ubiegły nie ma racji bytu. To po prostu nie może się powtórzyć. Tego nie wyobraża sobie żaden kibic ,,The Blues”. Fani nie chcą już oglądać kompromitujących klub serii bez zwycięstwa, licznych porażek na własnym stadionie oraz memów w Internecie, gdzie sympatycy przeciwnych drużyn naśmiewają się z ich klubu. Temu wszystkiemu ma zapobiec Antonio Conte, pracuś, jakich mało. I ja w niego wierzę…

Włoch posiada wszelkie predyspozycje do tego, by przywrócić blask Chelsea. Bądźmy szczerzy, kto z nas nie uważał, tak samo jak włoscy dziennikarze, że na Euro 2016 jedzie najsłabsza kadra Włoch, jaką pamiętają? Ja należałem do tego grona i przyznaje się do tego bez bicia. Wiedziałem jednakże, iż kadrę prowadzi właśnie Conte. Człowiek, który potrafi wycisnąć z zawodnika jak z cytryny wszystko, co najlepsze. Przeciętny piłkarz, taki jak Emanuele Giaccherini nagle u jego boku potrafi być jednym z najgroźniejszych zawodników, z jakim musi się mierzyć drużyna przeciwna. Squadra Azzurra bez żadnych głośnych nazwisk potrafiła wyeliminować w 1/8 finału ME wówczas obecnych mistrzów Europy 2-0, pokazując świetny futbol, który oparty był na genialnej myśli taktycznej selekcjonera. W Juventusie w ciągu 3 lat zdobył wszystkie możliwe Scudetto, wygrywając przy tym raz będąc niepokonanym, a w trzecim sezonie kończąc z rekordową ilością punktów(102). Kiedy przejmował ,,Starą Damę” znajdowała się ona w rozsypce. W takowym położeniu jest właśnie Chelsea.

Na szczęście Włocha w klubie pozostał kapitan, lider i legenda, czyli John Terry. Pierwszy sezon będzie dla Conte bardzo ciężki, głównie ze względu na specyfikę rozgrywek w Anglii. Dobrze mieć oparcie w człowieku, który klub zna od podszewki, a do tego cechuje się niezłymi umiejętnościami trenerskimi, co podkreślało już w przeszłości wielu byłych szkoleniowców Chelsea. Przychodzi także do ligi, która wyjątkowo w nadchodzącej kampanii będzie bardzo obfita w menadżerów z najwyższej półki. Do tego wszystkiego dochodzi bariera językowa. Co prawda na konferencji prasowej prezentującej Antonio Conte jako menadżera ,,The Blues” Włoch radził sobie sprawnie z angielskim, lecz trudności będzie mu sprawiała terminologia piłkarska. Owszem, ktoś mi zarzuci zaraz, że przecież po to do sztabu szkoleniowego został włączony Carlo Cudicini, lecz nie mam 100% pewności, czy to wszystko będzie grało tak, jak zechce tego a martello.

Zagwozdką dla fanów Chelsea jest także formacja, jaką będzie grała ich drużyna. W przedsezonowych sparingach Antonio Conte preferuje tzw. Brasilianę, czyli 4-2-4. Jest to bardzo ofensywne ustawienie, jeżeli porównamy sobie je z 4-2-3-1 stosowanym przez Jose Mourinho. Da się jednakże usłyszeć głosy płynące ze strony ludzi związanych z klubem ze Stamford Bridge, iż w trakcie sezonu w takiej konfiguracji Chelsea nie będzie występowała. Wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne, by Conte zdecydował się na grę formacją, której nie ćwiczył wcześniej w meczu.

Nurtującą fanów kwestią są transfery, których domagają się od samego początku przygody Włocha z klubem ze Stamford Bridge. Do tej pory Conte przeprowadził dwie głośne transakcje – Michy Batshuayi oraz N’Golo Kante. Wciąż czekamy na wzmocnienie kulejącej formacji defensywnej, która potrzebuje jak tlenu świeżej krwi. ,,The Blues” robili już podchody w sprawie Leonardo Bonucciego, ale negocjacje zakończyły się fiaskiem, wiec zagięli parol na Kalidou Koulibaly’ego z Napoli. Tam jednak spory opór stawia zarząd klubu z Neapolu. Po utracie Gonzalo Higauina neapolitańczycy nie chcą tracić do tego podpory swojej defensywy. Sieci również zarzucone są na reprezentanta Niemiec Shkodrana Mustafiego, lecz żeby móc zakontraktować tego zawodnika, trzeba stoczyć bój w negocjacjach z rywalem zza miedzy- Arsenalem.

Po ostatnim meczu sparingowym Chelsea z drużyną Milanu Antonio Conte powiedział, że doskonale już wie, kto powinien opuścić klub ze Stamford Bridge. Na to od pewnego czasu czekali fani ,,The Blues”. Jak na razie wiemy tylko, iż na wypożyczenie do Schalke 04 Gelsenkirchen udał się lewy obrońca Baba Rahman. Pod znakiem zapytania stoi także przyszłość takich graczy jak Oscar, Pedro czy Loic Remy. Sprzedaż kilku graczy jest nieunikniona, mało tego, powiem więcej- jest koniecznością. Od dłuższego czasu trwa saga transferowa związana z osobą Diego Costy, lecz ostatnie słowa Prezydenta Atletico, który stwierdził, że Costa do nich nie dołączy zdają się kończyć sprawę odejścia napastnika.

Do startu rozgrywek Premier League pozostało już naprawdę niewiele czasu. Nadszedł czas na ostatnie szlify i dopracowania. Czy drużyna Antonio Conte dobrze wystartuje z bloków startowych i będzie się liczyła w walce o tytuł mistrzowski? Pożyjemy, zobaczymy…
Na koniec pozwolę sobie na typy. Moim zdaniem Chelsea zakończy ten sezon na trzecim miejscu, a niewykluczone, że ich łupem padnie któryś z krajowych pucharów.


środa, 3 sierpnia 2016

Niemiecki duopol


            Od kilku lat rozgrywki piłkarskie w Niemczech upływają nam pod znakiem rywalizacji Bayernu Monachium z Borussią Dortmund. Te dwa kluby dostarczały w ciągu ostatnich sezonów kibicom najwięcej emocji oraz trofeów i finałów pucharów. Wiele wskazuje na to, iż w nadchodzącej edycji Bundesligi te obrazki się nie zmienią.

            Bawarczycy swoją ofensywę transferową zaczęli bardzo wcześnie, bowiem już w maju zakontraktowali dwóch piłkarzy za sumę 73 mln euro. Monachijczycy kolejny raz wyciągnęli ze swojego najgroźniejszego konkurenta ważne ogniwo. Obrońca Mats Hummels jest, co prawda innym przypadkiem, niż Robert Lewandowski czy Mario Goetze, bowiem ten piłkarz wraca do swojego poprzedniego klubu, gdzie ma pewne sprawy do dokończenia, ale fani BVB nie przyjęli ze spokojem informacji o jego przenosinach. Z wyżej wymienionej trójki, tylko reprezentant Polski został godnie pożegnany przy Signal Iduna Park. Niemiec wzmocni i tak silną już defensywę Bawarczyków, a duet Hummels-Boaetng będzie nie do przejścia, nie tylko dla wielu drużyn w lidze niemieckiej, lecz także dla oponentów Bayernu w rozgrywkach Champions League.

            Drugim zakupem Bawarczyków jest młody 18-letni Renato Sanches z Benfiki Lizbona. Poznać go dokładniej mogliśmy w trakcie Euro 2016. Szczególnie właśnie My, Polacy zapamiętamy go z tej imprezy, gdyż to jego trafienie doprowadziło do remisu w meczu ćwierćfinałowym z Portugalią, po którym pożegnaliśmy się z turniejem. Jak na nastolatka emanuje on spokojem oraz świetnym rozeznaniem na boisku. Wiadomo, że jest to inwestycja w przyszłość, ale jestem pewien, iż w kilku meczach tego sezonu da on o sobie usłyszeć w niemieckiej oraz zagranicznej prasie.

            Bayern Monachium jest faworytem do wygrania rozgrywek, ale nie mogą lekceważyć Dortmundczyków. Żółto-czarni jako pierwszy niemiecki zespół wydali na wzmocnienia w trakcie jednego okienka transferowego ponad 100 mln euro. I ich zakupy naprawdę mogą zrobić wrażenie. To prawda, że sprowadzenie Ousmane Dembele oraz Emre Mora to transfery nastawione na długoletnie efekty, a teraz ich wkład do gry może nie być porażający, lecz wspomniany już Dembele potwierdził w sparingach, iż talentem dysponuje nieprzeciętnym. Turka Emre Mora, zaś mogliśmy zaobserwować na francuskich boiskach w trakcie Mistrzostw Europy. Wystąpił tam w dwóch meczach swojej reprezentacji i dał się zauważyć ekspertom na całym świecie.

            Pozostałe wzmocnienia takie jak: Raphael Guerreiro, Sebastian Rode oraz Marc Bartra uważam za transfery dobre, które wniosą wartość dodatnią do całego zespołu. Wątpliwości moje budzi jedynie skrzydłowy Andre Schurrle. Mistrz świata z roku 2014 bardzo dobrze sprawdza się w roli złotego rezerwowego, ale czy naprawdę jest wart aż 30 mln? Wolfsburg wiązał z nim wielkie nadzieję, sprowadzając go zimą 2015 roku z Chelsea, lecz Niemiec w zaledwie niewielkim stopniu wywiązał się ze swoich obowiązków.

            Osobny akapit dla Mario Goetzego. Syn marnotrawny wraca do Dortmundu. Pamiętam doskonale, jak w 2013r. odchodził z Signal Iduna Park. Fani BVB nie mogli znieść tego, iż ich wychowanek opuszcza klub na rzecz najgroźniejszego konkurenta. I do tego transfer został ogłoszony tuż przed finałem Ligi Mistrzów, gdzie Borussia mierzyła się z…Bayernem Monachium- przyszłym klubem Mario. Osobiście ciekaw jestem reakcji trybun na powrót Goetzego. Z internetowych komentarzy wynika, że generalnie większość przebaczyła już Niemcowi tamten wybryk, ale nadal spora część fanów żywi do niego niechęć i nie jest specjalnie zadowolona z jego powrotu. Mogą pojawić się gwizdy.

            O ile u Bawarczyków obyło się bez poważnych uszczerbków kadrowych, bowiem sprzedano tylko graczy niechcianych, to w Dortmundzie niektóre ruchy transferowe były spowodowane odpływem ważnych ogniw. Do Manchesteru United odszedł Henrikh Mkhitarjan, drugą stronę miasta nad rzeką Irwell wzmocnił Ilkay Gundogan, zaś wspomniany już Hummels zasilił FC Bayern. Do tego dochodzi także transfer Jakuba Błaszczykowskiego do ekipy Wolfsburga. To głównie sprzedaż za spore sumy pieniędzy tej czwórki, umożliwiła Borussii jako pierwszej niemieckiej ekipie przekroczenie bariery 100 mln euro na wzmocnienia.


            Jeżeli chodzi o pozostałe ekipy niemieckie to na palcach jednej ręki można policzyć transfery, które są godne uwagi. Jako przykłady mogę wymienić: Kevin Volland z Hoffenheim do Bayeru Leverkusen za 20 mln euro, Christoph Kramer z Bayeru do Gladbach za 15 mln euro, Breel Embolo z Basel do Schalke 04 za 27,5 mln euro, czy Yannick Gerhardt z FC Koln do Wolfsburga za 13 mln euro. Wszystkie gwiazdy na niebie i ziemi wskazują jasno na kolejny sezon, w którym przewagę nad resztą stawki w Bundeslidze będą miały drużyny Bayernu oraz Borussii Dortmund. To czy Monachijczycy będą w stanie odskoczyć całej konkurencji, wliczając w to ekipę Thomasa Tuchela to temat na odrębną dyskusję.