Antonio
Conte zdaje się znalazł receptę na skuteczną grę w destrukcji. Formacja
obronna, mocno kulejąca przecież od 1,5 roku, w ostatnich meczach stała się
monolitem, dzięki któremu gracze ofensywni mieli dużo spokojniejsze głowy, choć
sami też harują w defensywie, gdy rywale są w posiadaniu piłki. Sztuczka Włocha
polegała na zmianie formacji. Gra trójką obrońców jest bardzo często
preferowana przez zespoły prowadzone przez niego. Jak widać przynosi ona
odpowiednie skutki, gdyż Chelsea w ostatnich czterech spotkaniach ligowych
zachowała czyste konto. Czy to naprawdę koniec bólu głowy?
Defensywa przede wszystkim nabrała
pewności siebie. Mimo że podstawowa trójka obrońców składa się z elektrycznego
Davida Luiza oraz często niepewnego Gary’ego Cahilla, to cechuje ją duży spokój
w ostatnich spotkaniach ligowych. Anglik już nie popełnia dziecinnych błędów,
takich jak w meczach ze Swansea czy Arsenalem. Znowu zaczyna przypominać tego
gracza, który był jednym z lepszych defensorów w lidze w sezonach 2013/14, bądź
też 2014/15. Luiz z kolei pokazuje, że bardzo dobrze wpasowuje się w koncepcję
gry trzema obrońcami. O ile duet Cahill-Luiz przyprawiał kibiców o palpitację
serca i dostarczał masy nerwów, o tyle Ci gracze wspomagani przez Cesara
Azpilicuetę w nowej formacji, wyglądają o wiele lepiej. O Hiszpanie wystarczy
napisać tylko, że jest stabilnym i pewnym punktem drużyny…czyli nihil novi
sub sole.
Pisząc o dobrej grze w obronie,
należy poświęcić kilka zdań wahadłowym. Marcos Alonso oraz Victor Moses pracują
jak mrówki na swoich flankach i uprzykrzają życie skrzydłowym rywala. Zgodzę
się z opinią Przemysława Rudzkiego, który na antenie Canal+ w trakcie meczu z
Southamptonem powiedział, że chyba największym osiągnięciem do tej pory Antonio
Conte na Stamford Bridge jest Victor Moses. Nigeryjczyk już w poprzednich
sezonach pukał mocno do drzwi z napisem: ,,Wyjściowa jedenastka”, lecz
Jose Mourinho nie dał mu szansy i za każdym razem wypożyczał. Teraz nastąpił
jego czas i sądzę, że prędko miejsca na prawym wahadle nie odda. Marcos Alonso
zaś bardzo szybko spłaca każdego funta, którego Chelsea za niego wydała w
letnim okienku transferowym. W skali od 1 do 10, oceniłbym Hiszpana na 9.
Jedyną wadą jest fakt, iż Alonso praktycznie nie oddaje strzałów na bramkę, a
parę razy mógł się o to pokusić.
Zdaje się, że na dobre z wyjściowego
składu wypadł Branislav Ivanović. Serb zraził do siebie Antonio Conte po serii
nieudanych spotkań, a przez to szanse na jego powrót są raczej znikome. Z
resztą Ivanović teraz prawdopodobnie będzie alternatywą dla Mosesa na prawym
wahadle, a nie dla linii obrony. Tam opcjami rezerwowymi będą doświadczony John
Terry, który moim zdaniem w obecnym momencie jest bardziej przydatny w szatni,
niż na boisku oraz Kurt Zouma. Francuz, jeżeli szybko wróci do swojej
optymalnej formy sprzed strasznej kontuzji, to być może wygryzie kogoś z
wyjściowej jedenastki.
Następne spotkania Chelsea rozegra z
Evertonem, Middlesbrough oraz Tottenhamem. Defensywę The Blues będą
starali się rozerwać tacy napastnicy jak Romelu Lukaku, Alvaro Negredo czy
Harry Kane(jeżeli wyzdrowieje). Do tej pory licznik meczów Chelsea z rzędu z
czystym kontem wynosi 4. Kibice życzyliby sobie, aby nie zatrzymał się on na
tej liczbie. Mniej straconych bramek w lidze mają tylko Tottenham oraz Everton.
Formacja defensywna obecnie może cieszyć, lecz pozostaje dalej słać modły o to,
by nie była to tylko chwilowa zwyżka formy, lecz żeby obrona Chelsea pozostała
monolitem jak najdłużej.